Forum forum galerii potterowskiej Strona Główna forum galerii potterowskiej
Alohomora... Gallery!
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Miniatura - na chwilę przed...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum galerii potterowskiej Strona Główna -> Wasze fanfiction HP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Serce




Dołączył: 01 Lut 2007
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tajemnica...

PostWysłany: Czw 17:34, 01 Lut 2007    Temat postu: Miniatura - na chwilę przed...

Zanim to przeczytacie,muszę Wam o czymś napisać - boję się for jak okulisty (mój dentysta to anioł, w porównaniu z facetem od soczewek!). Nigdy nie dawałam na forum swoich wypocin, bo dziełami to one nie są - po pierwsze pisze niekanonicznie. Kanon jakoś mnie nudzi - według mnie to pani R. powinna się kanonu trzymać skoro Pottera stworzyła ;D... ok już kończę - opowiastka banalna, niekanoniczna i jako taka - ale moja pierwsza na forum. Początki zawsze są trudne Smile ale trzeba w końcu nabrać odwagi Smile. Zapraszam.

~ ~ ~ ~

Stara katedra przypominała bardziej poligon, niż miejsce kultu. Jej piękne niegdyś kolumny stały teraz niczym zapałki, gotowe w każdej chwili się połamać. Na zdobionych posadzkach leżały sterty gruzu z rozbitego sufitu. Raz po raz głośny odgłos tąpnięcia przedzierał się przez złowieszczą ciszę.
Ron i Hermiona starali się jak najciszej oddychać, wręcz zataić swoje istnienie.
- Myślisz, że tu nas nie znajdzie? – szepnęła Hermiona, ściskając dłoń rudzielca.
- Szczerze? – ten wykrzywił się w wymuszonym uśmiechu – siedzimy za jedną z kolumn. Jego nogi mają po sześć metrów. Prawdopodobnie zostaniemy zasypani, jak nie prędzej zjedzeni.
Hermiona trzepnęła go w ramię, jakby zapomniała o grożącym im niebezpieczeństwie.
- Zawsze potrafiłeś podnieść mnie na duchu – warknęła.
- Zawsze do usług – sprostował Ron.
Cisza. Złowieszcza cisza, która zwiastowała wszystko, co najgorsze.
- Boję się – szepnęła dziewczyna.
Ron spojrzał na nią z troską.
- Nie pozwolę zrobić ci krzywdy – zapewnił.


* Na chwilę przed końcem świata *


Oczekiwanie.
- Dlaczego jeszcze do nas nie przychodzą – Hermiona podkurczyła nogi, – dlaczego...
- Cii... – Ron przyciągnął ją do siebie – Śmierciożercy tacy już są - chcą nas wykończyć nie tylko fizycznie.
Dziewczyny to nie uspokajało.
- Tchórze – syknęła – zamiast walczyć z nami twarzą w twarz ukrywają się, wysyłają jakieś ogromne bestie, tchórze, tchórze, tchórze...
Załamała ręce.
Wielkie łzy skapywały z jej nosa, moczyły policzki.
Ron westchnął ciężko.
- Niedługo wrócimy do domu.
Hermiona wytarła twarz rękawem.
- Jakiego domu – bąknęła – my nie mamy domu.
- Ależ mamy – zaprotestował -... o kremowym kolorze. Jak twoja sukienka, pamiętasz? – szepnął i uśmiechnął się delikatnie.
Hermiona pokręciła smutno głową.
- Chciałam mieć ogród – powiedziała – malutki. Naprawdę malutki – nowe łzy napłynęły jej do oczu -... zawsze chciałam mieć ogródek, ale rodzice byli temu przeciwni... że nikt nie będzie o niego dbał, że tylko porośnie chwastami, a ja bym o niego dbała! – gdyby tylko nie musiała szeptać wykrzyczałaby mu to w twarz.
- Wiem – przesunął się i przytulił ją ostrożnie – wiem Hermiono. To byłby najpiękniejszy ogródek ze wszystkich ogródków.
Drobne kamyczki spadały raz po raz na poprzewracane drewniane ławy.
- Ron... – wykrztusiła, odgarniając włosy, poprzyklejane do jej twarzy – wiesz... – uśmiechnęła się nagle – wczoraj... ja... – jej uśmiech był coraz szerszy – będziesz częściej do mnie przychodził, prawda?
Jego wzrok był spokojny i dojrzały, a uśmiech subtelny. Zawstydziła się.
- Gdybym mógł... – zaczął – nigdy nie wychodziłbym z twojego pokoju.
- To powiedzmy im! – usiadła na piętach, ujmując jego twarz w dłonie – powiedzmy prawdę, proszę... że jesteśmy razem, że się kochamy, Ron... – ściszyła głos – chce żebyś był ze mną w nocy i rano... żebyś mógł mnie przytulić od razu, kiedy zechcesz, a nie wtedy, gdy nikogo nie ma w pobliżu, żebyś nie zakradał się do mnie jak... zbrodniarz, tylko... tylko żebyś...
Mężczyzna westchnął ciężko. Kolejny raz tego feralnego wieczoru.
- Hermiono... – ucałował wnętrze jej dłoni – ja... ja też chciałbym w końcu nosić ją na ręce, nie w kieszeni. Ale wiesz, że teraz nie możemy jeszcze tego ujawnić.
- Dlaczego?
-, Bo to by wszystko zmieniło. Znasz Remusa. Nie pozwoliłby nam razem pracować, wiedząc... o tym. Odsunąłby nas od walki, od wszystkiego. Oni...
Nabrał powietrza. Ujął jej dłonie i zaczął się w nie wpatrywać.
- Oni nas potrzebują. Harry nas potrzebuje. Musimy... musimy coś zrobić, my nie możemy ...
Przyłożyła palce do jego ust. Ostrożnie owinęła rękoma jego silną szyję.
- Dobrze kochanie – nazywała go tak jedynie nocą, gdy przychodził niczym kot – cicho i niepostrzeżenie – rozumiem. Masz rację. Kocham cię.
- Ja też cię bardzo kocham.

- Kocham cię- szepnął, na moment odrywając usta od jej szyi – chciałem ci to powiedzieć od tak dawna...
Jego dotyk wywoływał u niej falę dreszczy, wiatr westchnień.
Przeczesywała palcami jego włosy, starając się jeszcze mocniej go objąć. Łóżko zaskrzypiało złowieszczo.
- A jeśli ktoś usłyszy...
- Nie martw się – uspokoił ją – wyciszyłem drzwi zaklęciem. Wszystko będzie dobrze. Chyba... – pobladł – chyba, że nie chcesz... nie jesteś gotowa...
Uśmiechnęła się. Jego ramiona. Morze blizn. Stracił przez nie połowę pieg. Ona dobrze wie, z czyjego powodu tak wiele razy przelewał krew. Dobrze wie, jak jest delikatny. Jak nieśmiały w swych gestach. To właśnie między innymi, dlatego tak mocno go kocha.
- Bardzo tego chce – odparła zgodnie z prawdą – chce być teraz tylko z tobą. Tylko.


Głośne kroki. Ktoś wszedł.
- Ron... – pisnęła panicznie – Ronaldzie, ja nie chce...
Mężczyzna wyciągnął różdżkę.
- Jeszcze jeden raz – spojrzał na nią.
Jego oczy. Niebieskie. Jak burzliwy ocean. Jak cicha tafla jeziora. Jak otwarte niebo.
- Dobrze – przytaknęła. I ona sięgnęła po różdżkę.
Wstali, wciąż ukryci za kolumną.
- Ron – pociągnęła go jeszcze za rękaw – chce żebyś wiedział.
- Wiedział? Wiedział, co?
Uśmiechnęła się.
- Jestem dumna z tego, że jestem panią Weasley.

* sześć godzin później*

W pomieszczeniu panował półmrok. Nocna lampka oświetlała ospale kilka łóżek i krzeseł.
Remus siedział na jednym z nich ze splecionymi dłońmi. Wpatrywał się w dal.
Ktoś wszedł do pokoju.
- Już trzecia – szepnęła Nimfadora – powinieneś się położyć.
Lupin westchnął.
- Jak rodzice Hermiony?
- Wciąż nie odzyskali przytomności. Tak przynajmniej mówią pielęgniarki. Powinniśmy sami pojechać do Munga i się dowiedzieć.
Kobieta usiadła na skraju jednego z łóżek.
- Co z nimi? - spytała cicho.
- Było blisko – odparł ciężko Remus – Ronald już nie odzyska dawnej sprawności.
- Przecież trenuje z Harrym – zaprotestowała Tonks – może po jakimś czasie...
- Może – urwał Lupin, wstając z krzesła, – ale Harrego jak na razie z nami nie ma. I nie wiadomo, kiedy wróci. Może jutro, może po zakończeniu wojny. Może nigdy – usiadł obok dziewczyny -... Hermiona o mało nie straciła dziecka.
Nimfadora zmarszczyła brwi.
- O czym ty mówisz?
- Musieli wziąć ślub. Tylko, kiedy i jak? Cały czas byli tu, z nami wszystkimi...
Tonks zauważyła, że Remus trzyma w dłoni jakiś mały, zwinięty przedmiot.
- Co to?
- To? Nie mam pojęcia. Znalazłem w kieszeni Rona – mężczyzna podał jej niewielką bransoletkę, uplecioną z czerwonych i brązowych nici- u Hermiony znalazłem podobną. Tylko, że jej jest czerwono niebieska.
Dziewczyna dokładnie przyjrzała się ozdobie.
- Niesamowite... – szepnęła – zrobili to.... pobrali się...
- Wiedziałaś?!
- Skąd – zaprzeczyła szybko Nimfadora – tylko... Hermiona wypytywała mnie o tradycje dawnych czarodziei. Nie znałam się na tym, więc poleciłam jej parę książek... słyszałam tylko kiedyś, że w dawnych czasach czarodzieje i czarownice, niezależnie od czystości krwi, mogli zawrzeć związek małżeński poprzez specjalny obrzęd.
- Jaki?
- Och, jest bardzo prosty – dziewczyna machnęła ręką – należy samodzielnie upleść taką obręcz – podniosła bransoletkę Rona do góry – następnie wymawia się przyrzeczenie. Jedna osoba drugiej, na przemian. Później zakładają swoje obręcze. Jeśli ich uczucia są szczere nie stanie im się krzywda. Jeśli nie – bransoletka zacieśnia się na nadgarstku i zaczyna płonąć. I nie da się nic zrobić.
- Faktycznie proste – parsknął Lupin – i to działa?
- Czarodzieje są leniwi – uśmiechnęła się Tonks – nie kwapią się do zmieniania swych tradycji, nawet, jeśli są bolesne, głupie, przestarzałe. Akurat pomysł z bransoletami mi się podoba – zarumieniła się – widocznie ten obrzęd nadal jest aktualny.
- Skąd wiesz, że to obręcze od ślubu, a nie zwykłe ozdoby ze sklepu – drążył Remus, niemogący uwierzyć w tą całą sytuację. Ron i Hermiona mają po dwadzieścia lat. Są jeszcze tacy młodzi. Jeszcze tyle przed nimi walk i zmagań, to zły czas na małżeństwo, na dzieci.
- Po pierwsze kolory – czerwony to symbol miłości. Brązowy to kolor oczu Hermiony. Zobacz jej bransoletkę. Widzisz, czerwony i niebieski. To na pewno to. Po drugie, wykonanie. Bransoletka Rona jest solidnie zrobiona. A Hermiony... – Tonks wstała i przeszukała rzeczy Hermiony – dokładnie. Trochę krzywa, trochę dziurawa. Szorstkie męskie palce nie są tak zgrabne.
Mężczyzna wzruszył ramionami. Przynajmniej to jedno się wyjaśniło.
- Co teraz? Hermiona nie może już walczyć, a Ronald będzie potrzebował rehabilitacji. W ogóle nie powinni teraz się w nic angażować. Tylko zamieszkać razem.
Tonks wyciągnęła do niego rękę.
- Chodźmy Remusie. Prześpimy się, rano z nimi porozmawiamy. Teraz jesteś już bardzo zmęczony.

Zamknęli za sobą drzwi.
Ron otworzył pomału oczy.
- Hej... – szepnął z trudem – śpisz?
Na sąsiednim łóżku leżała Hermiona. Położyła się na boku, by lepiej widzieć jego twarz.
- Nie – odszepnęła.
- Chyba wszystko się wydało – powiedział.
- ... tak... – w duchu bardzo się z tego cieszyła.
Na moment zapanowała między nimi cisza.
- Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy – szepnął Ron z wypiekami na policzkach.
Hermiona uśmiechnęła się delikatnie.
Zamknęła oczy.
Na chwilę przed końcem świata przytulił ją mocno do serca. Przypomniała sobie wtedy, że koniec świata nie jest przecież czymś bolesnym i strasznym. Jest czymś pięknym i zwiastującym błogosławieństwo.
- Ale damy mu na imię Thomas – mruknęła sennie – tak jak prosiłam.

Koniec.



P.S.: Mam świadomość ile jeszcze przede mną pracy Smile.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Emilly




Dołączył: 05 Sty 2007
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:32, 01 Lut 2007    Temat postu:

***

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Emilly dnia Czw 11:13, 01 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyź




Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Krainy Wyobraźni.

PostWysłany: Czw 21:40, 01 Lut 2007    Temat postu:

Ależ Serce...TO jest piękne..Aż mi się oczka zaszkliły...Niecierpię Hermiony...A ty zrobiłaś tu z niej taką postać która mogłąby się angażować jako moja ulubiona nawet...Ale niechodzi o to...To po prostu jest piękne...Ah..

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Serce




Dołączył: 01 Lut 2007
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tajemnica...

PostWysłany: Czw 22:29, 01 Lut 2007    Temat postu:

Smile jej dzięki za komenciki... wiem, muszę w betę zainwestować Wink - obiecuję poprawę Smile Smile Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum galerii potterowskiej Strona Główna -> Wasze fanfiction HP Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin